Mimo, iż jestem już starsza niż Ojciec, kiedy odszedł, uciekam czę-sto myślami do wspólnych wspomnień z dzieciństwa. Musiałam mieć wtedy nie więcej niż 4-5 lat, siedziałam naprzeciwko Ojca przy biurku i przeglądałam obrazki w encyklopedii, podczas gdy On czytał i robił notatki z artykułów naukowych. Co pewien czas przerywałam Ojcu pracę pytaniami „Tato, a co to jest?” Początkowo Ojciec spoglądał na obrazek i wyjaśniał, ale potem, nie patrząc, odpowiadał na „chybił trafił”. Kiedy natrafiłam na obrazek przedstawiający bociana, nie unosząc głowy, powiedział „To kamień”. Miałam ogromne zaufanie do Ojca, ale mimo to zapytałam z niedowierzaniem: „A dlaczego ten kamień ma dziób?” Oj-ciec opowiadał czasem tę anegdotkę, rozśmieszając całe towarzystwo. Ja czułam się tylko zawstydzona, nie widziałam w niej nic zabawnego.
Ojciec był tytanem pracy ale nie zaniedbywał kontaktu z literaturą piękną. Na stoliku nocnym leżało zawsze kilka powieści, dla treningu na ogół w obcych językach. Nie zawsze czytał książkę do końca. „Nie jestem ciekaw, czy on się z nią ożeni” – mawiał. „Interesuje mnie warsztat pisarski.” Mnie również zachęcał do czytania. To On namówił mnie do prze-czytania „Ani z Zielonego Wzgórza”. Jako dziecko robiłam nieporządek podczas zabaw i niepomna uwag, nie sprzątałam po sobie. Ojciec pedagogicznie podkreślał, że Ania też popełniała błędy, ale nigdy dwukrotnie tego samego i że... powinnam ją naśladować. Może przedwcześnie zachęcał mnie również do Trylogii Sienkiewicza, czytając mi zabawne fragmenty, na przykład ten o panu Zagłobie i Rochu Kowalskim. Do Trylogii musiałam dojrzeć. Natomiast sama odkryłam i upodobałam sobie ballady Mickiewicza, pełne tajemniczych zjawisk, upiorów, widm i duchów. Gdy byłam dzieckiem, Ojciec recytował mi czasem przed snem balladę „Lilije”, rozpoczynającą się słowami ”Zbrodnia to niesłychana /pani zabija pana/, zabiwszy grzebie w gaju/na łączce przy ruczaju.” Mama, słysząc to, beształa Ojca: - Jak możesz tak straszyć dziecko... Będzie miała makabryczne sny! A mnie przeszywał wtedy rozkoszny dreszcz lęku, połączony z uczuciem całkowitego bezpieczeństwa, które zapewniała obecność Ojca. I spałam doskonale.
Jestem wdzięczna Ojcu, że rozbudził we mnie miłość do książek. W obecnych czasach, kiedy młode pokolenie czyta coraz mniej, zaspakajając swe kulturalne potrzeby telefonem komórkowym, Twitterem czy Facebookiem, a tekst pisany czyta obrazkami - emotiokonami, istnieje ryzyko, że ich mózgi, jako organy nieużywane, ulegną trwałej atrofii. Ważne jest przekazanie dzieciom tradycji czytanej książki.
Na zakończenie chcę się podzielić jeszcze jednym wspomnieniem z młodości. Była niedziela, Ojciec szykował się do pójścia na poranną mszę. Jako nastolatka, pełna egzystencjalnych zwątpień, spytałam „Tato, czy ty wierzysz?” Ojciec zamyślił się i odparł „Wierzę w nieprzemijalną wartość dobra”. Zapamiętałam te słowa.